Byłem znany z prokrastynacji, szczególnie (co ironiczne) jeśli chodzi o dbanie o moje własne zdrowie. Niestety, kiedy poszedłem umówić się na wizytę u mojego optometrysty, aby dokonać corocznej kontroli wzroku, czas oczekiwania na wizytę był dłuższy niż film z serii Avengers. Nie chcąc czekać, umówiłem się do specjalisty pracującego dla nieznanej sieci sklepów z okularami. Przyjechałem (na czas), aby dowiedzieć się, że wizyta odbędzie się... zdalnie. Czułem, że moje źrenice rozszerzyły się (i to nie od kropli) na myśl o całkowicie wirtualnym badaniu wzroku. Jak niby miałoby ono być dokładne?

Kierownik posadził mnie przed sprzętem, który rejestrował moje pole widzenia i inne paramentry oka. Po zakończeniu każdego testu wybrzmiewał komunikat "Dane zostały przesłane". Następnie kamera internetowa zarejestrowała ruchy moich gałek ocznych i czynność źrenic, gdy podążałem wzrokiem za latarką. Następnie przeniesiono mnie do drugiego pokoju, gdzie połączono mnie przez internet z optometrystą. Wypisała moją receptę za pomocą urządzenia, z którego korzystałem, podczas gdy ja sumiennie odpowiadałem na znajome pytania, które litery widzę lepiej. Na koniec pokazała mi dane, które przesłała jej maszyna, zaznaczając różne miejsca, po czym stwierdziła, że mam zdrowe oczy. Całe doświadczenie trwało około 15 minut i z wizyty wyszedłem z nową parą okularów, które wyglądają tak samo jak obecne. Zmiany bywają trudne.

Telemedycyna pozwala lekarzom pomagać pacjentom, którzy mogą zmagać się z tymczasowymi lub trwałymi barierami w dotarciu na badania i oferuje rzadki wgląd w ich środowisko domowe.

Na przykład niedawno przeprowadziłem telewizytę u dziecka z łagodną infekcją górnych dróg oddechowych. Podczas rozmowy z rodzicami zauważyłem, że ich czujnik dymu wydawał z siebie alarmujące dźwięki. Zapytałem o to, przypomniałem, jak ważna jest wymiana baterii i zachęciłem, by stanowczo poprosili o to właściciela wynajmowanego przez nich mieszkania, który ociągał się z załatwieniem sprawy. Może wydawać się to głupie, ale ta wirtualna wizyta pozwoliła mi poruszyć ważny problem społeczny, który pozostałby niezauważony, gdyby konsultacja odbywała się w przychodni.

Rzecz jasna telemedycyna ma swoje ograniczenia. Jest to alternatywna metoda, wymagająca innego zestawu umiejętności i należy do niego podchodzić z różnymi oczekiwaniami. Obecnie wizyty zdalne najlepiej nadają się do oceny i leczenia powszechnych dolegliwości, śledzenia stanu osób z chorobami przewlekłymi, udzielania porad i wskazówek profilaktycznych oraz prowadzenia badań przesiewowych czy kosnultacji z pacjentami, którzy mają ograniczenia ruchowe bądź transportowe. Niestety, wielu lekarzy czuje się niekomfortowo w związku z telemedycyną z powodu dyskomfortu związanego z ich własnymi umiejętnościami, przekonaniem, że wirtualna opieka jest poniżej standardów lub brakiem wsparcia infrastrukturalnego umożliwiającego właczenie telemedycyny do codziennej praktyki. W miarę upływu czasu od "punktu zero" coraz mniej pacjentów i lekarzy korzysta z możliwości zdalnych konsultacji, które mogłyby zapewnić wysokiej jakości, dostępną i wygodną opiekę. A szkoda.

Aby zapewnić najlepszą możliwą opiekę, my, lekarze, musimy stale aktualizować nasze umiejętności. Obejmuje to integrację telezdrowia z naszymi praktykami, gdy jest to właściwe. Powtórzę jeszcze raz – zmiana jest trudna. Ale jeśli uda mi się uzyskać kompletne wirtualne badanie wzroku, powinniśmy być w stanie wymyślić, jak wykorzystać to narzędzie do wielu innych zadań.

Choć byłem zdumiony, prawdopodobnie nie powinienem był. Jako lekarza pandemia rzuciła mnie na głęboką wodę, jeśli chodzi o telemedycynę. W ciągu ostatnich (prawie) trzech lat sytuacja się uspokoiła, a ja wyciągnąłem wnioski i połączyłem je z przeglądem literatury, aby opracować wirtualny program telemedycyny dla studentów kierunków medycznych.

Oto, co mogę w tej kwestii powiedzieć. Telemedycyna NIE jest nowym zjawiskiem. Istnieje od kilkudziesięciu lat, ale jej zakres był ograniczony, ponieważ towarzystwa ubezpieczeniowe nie obejmowały jej zastosowania, z wyjątkiem bardzo szczególnych okoliczności. COVID zmienił to wszystko. Obecnie większość form telezdrowia jest refundowana jako uzasadniona alternatywa dla wizyt w gabinecie. Gdy stan zagrożenia zdrowia publicznego zmieni się, okaże się, czy opcje wirtualne pozostaną objęte ubezpieczeniami. Dowody wskazują, że powinny. Najnowsze ankiety wskazują na przytłaczająco wysoką satysfakcję pacjentów z takich usług.